Lato, lato
Lato czeka
Razem z latem czeka…
Od lat marzyliśmy, aby wybrać się na wspólne, zasłużone po całym roku pracy, wakacje. W tym roku mogliśmy zrealizować swój cel.
W dn. 04.- 08.07.2011 r. wyjechaliśmy w pięciodniową podróż. Naszym głównym miejscem pobytu było Łośno k/ Gorzowa Wielkopolskiego – wieś sołecka leżąca w otulinie Barlinecko – Gorzowskiego Parku Krajobrazowego, na północ od Gorzowa. Niegdyś była tu huta szkła, zbudowana w 1746 roku (pozostałość domu nr 67). Na wzgórzu wznosi się kościół z 1913 roku.
Mieszkaliśmy więc w przepięknej okolicy, wśród lasów, w domku letniskowym Państwa Ebertów ( hrubieszowian mieszkających obecnie w Gorzowie Wlkp.), którzy na czas naszego pobytu udostępnili nam swoje miejsce weekendowego wypoczynku.
Podróż trwała 12 godzin. Na miejscu bardzo szybko rozlokowaliśmy się, by jeszcze pierwszego dnia skorzystać z jeziorka w miejscowości Lipy (LUBOCIESZ) – osada 6 km oddalona od Łośna, na terenie Parku. Osada z leśniczówką i budynkiem Leśnej Stacji Dydaktycznej BGPK – ośrodkiem edukacji przyrodniczej. Dawna niemiecka nazwa – LÜBESEE MUHLE – pochodzi od młyna założonego w 1730 roku nad jeziorem Lubieszewsko. Ze spisu dóbr klasztoru mironickiego, z dnia 26 listopada 1589 roku wynika, że koło jeziora Lubie istniał domek myśliwski – KÜHLEN MORGEN.
Nie czuliśmy zmęczenia. Wybraliśmy się tam na pieszą wędrówkę przepięknym leśnym szlakiem. I nawet wcale nie błądziliśmy, bo przecież nasz szef Leszek Opała był tu nie po raz pierwszy i doskonale znał tę drogę. Nad jeziorkiem wiał silny wiatr, woda też nie była za ciepła, ale nie można było nie skorzystać z kąpieli w jeziorku.
Program naszego pobytu był codziennie inny i każdego dnia wnosił coś nowego. Byliśmy w Świnoujściu, plażowaliśmy nad morzem. Jeden z członków ( Łoli) opalił się nawet na „czerwonoskórego”, co skończyło się wizytą u lekarza.
Zwiedzaliśmy Lubniewice – miasto położone nad jeziorami Lubiąż i Krajnik. W pobliżu największego jeziora w okolicy Lubniewsko. A potem znowu skorzystaliśmy z plaży tym razem nad jeziorem Krajnik.
No, i chyba najważniejsza długo oczekiwana atrakcja – wyśniona i wymarzona, znana z opowieści Leszka, słynna łódeczka Pana Eberta. Nie było innej możliwości, musieliśmy nią popływać po jeziorze Portki. Inaczej chyba nie wyjechalibyśmy z Łośna.
A wieczorami… no, cóż kolacja przy grillu – ze smaczną kiełbaską , karkóweczką i … kaszanką. Na deser trochę muzyki. A wszystkiemu temu towarzyszyły przede wszystkim uśmiechy i iście wyborna, i radosna atmosfera. Czyż może być coś wspanialszego?!
Czas płynął bardzo szybko, ba nawet za szybko. I choć o jeden dzień wydłużyliśmy nasz pobyt, to i tak było zbyt krótko i trzeba było wracać do Hrubieszowa. Wyjazd był bardzo udany, nie, to za mało powiedziane, był wyśmienity, wyborny wręcz doskonały.
Pogoda ( nie tylko „ducha”) dopisywała nam przez cały czas. To były niezapomniane chwile. Na długo pozostaną nam wszystkim w pamięci.
A wszystko to, dzięki pomysłowi i uporowi Leszka Opały – kierownika „ Lechitów”, który jak zwykle ( i dobrze) realizuje to, co zaplanuje. Dziękujemy Ci za to Leszku.
Nie opuścił nas też ks. prałat Andrzej Puzon nasz opiekun duchowy , który przygotował dla nas bogaty prowiant na naszą podróż i pobyt, za co bardzo dziękujemy.
Swoje podziękowania kierujemy również do Państwa Marzanny i Tomasza Ebertów. Dziękujemy za życzliwość, gościnność i dar serca. To dzięki Państwu mieliśmy gdzie mieszkać ( w wyśmienitych zresztą warunkach) i mogliśmy wspólnie spędzić tych kilka wspaniałych dni.
Marta Słupna